3 września 2005 r.
Była już jedenasta
rano. Promienie słońca przedostające się do pokoju zaczęły mnie powoli
irytować. Zwykle mi się to podobało, lecz dziś stało się odwrotnie. Zakryłam
twarz poduszką i pomyślałam, że lepszym pomysłem byłoby wybrać pomieszczenie od
strony północnej, gdzie teraz mają swoją sypialnie rodzice. Teraz po raz
pierwszy żałowałam swojego wyboru, którego dokonałam w wieku siedmiu lat. W tej
sytuacji pozostaje jedno wyjście – kupić rolety. Przypatrzyłam się kolorystyce
wnętrza i stwierdziłam, że miętowe żaluzje świetnie współgrały się z lekko
morskim odcieniem ścian.
Po godzinnym
wylegiwaniu się w łóżku musiałam wstać, bo niedługo miała przyjść Ania.
Zdążyłam jedynie umyć zęby, a już usłyszałam dzwonek do drzwi. Trochę to
dziwne, że przyszła punktualnie o dwunastej. Mało myśląc poszłam jej otworzyć,
bo nie było nikogo oprócz mnie w domu.
- Cześć – powiedziała
i przyjrzała mi się. – Jeszcze spałaś?
- Nie, właśnie miałam
się przebrać. Wchodź – dopiero teraz zauważyłam, że przyjaciółka jest lekko
przygnębiona. Miałam się właśnie spytać co się stało, lecz uświadomiłam sobie,
że wciąż byłam w piżamie, w starej powyciąganej piżamie w pieski. Udałam się do
łazienki aby się ubrać, po czym dołączyłam do przyjaciółki, która siedziała w
salonie na kanapie.
- Coś się stało? -
spytałam niepewnie.
- Marcin to palant!
- Jakoś mnie to nie
dziwi – bąknęłam. – Nie masz szczęścia do chłopaków.
- A wiesz, że coś w
tym jest…
Siedziałyśmy chwilę w
ciszy. Ania miała wtedy poważną minę, co jak z mojego punktu widzenia było
dosyć nietypowym zjawiskiem. Była raczej osobą radosną, można by powiedzieć
„chodzącym uśmiechem”. Lekko szalona i energiczna, mówiła szybko i często
wymachiwała rękoma. Teraz jednak siedziała spokojnie wpatrując się w czerwony
dywan.
- Powiesz mi wreszcie
co się stało?
- Kończę na zawsze z
chłopakami! Mam dosyć! Wiesz co zrobił Marcin?
- Nie wiem.
Opowiadaj.
- Na początku
zaprosił mnie do kawiarni. Rozmawiało nam się całkiem przyjemnie. Mówił, że się
we mnie zakochał i, że jestem taka mądra i piękna. Później powiedział, że chce
mnie namalować. Nie miałam pojęcia, że to umie, mimo to się zgodziłam.
Poszliśmy do niego. Kazał mi się rozebrać! Nie zrozumiałam o co mi chodzi, a on
na to, że maluje tylko nagie kobiety. Gdy kategorycznie odmówiłam, zaczął mnie
wyzywać od zacofanych – trajkotała tak, że usłyszałam tylko pojedyncze wyrazy.
- Ok, możesz
powtórzyć, bo w tym morzu słów nic nie zrozumiałam.
- Och – westchnęła i
zaczęła znów mi to tłumaczyć tyle, że wyraźniej i wolniej.
- Ty to masz
przygody… - uśmiechnęłam się niepewnie.
- No ja raczej bym
nie chciała takich perypetii. Tobie zazdroszczę. Z Olkiem tak dobrze wam się
układa, a mi co? Jeden chłopak gorszy od drugiego…
- Nie przejmuj się.
Przynajmniej będziesz miała o czym wnukom opowiadać.
- Taa… Co oni sobie o
mnie pomyślą? Ale co ja ci poradzę, że wpadam na jakiś... - przerwała,
zastanawiając jak ich określić - kretynów. Na przykład Kamil miał oprócz mnie
jeszcze jedną dziewczynę, a dla Antka impreza bez alkoholu to nie była impreza.
Ile razy jeździł pijany samochodem! Krzysiek miał dziecko, o którym mi nie
powiedział...
- Dobra, skończ. Znam
wszystkie te historie – przerwałam jej.
- No fakt… -
zamyśliła się. - Wiesz co? Teraz jeśli będę miała chłopaka to musi to być ten
jedyny. Od dzisiaj nie będę się umawiać z żadnymi półgłupkami.
- A co jeśli się
okażę, że ten, który miał być tym jedynym, będzie taki jak wszyscy?
- To wstąpię do
klasztoru.
- Kto jak kto, ale ty
zakonnicą… - zaśmiałam się.
- No to ewentualnie
zostanę starą panną… i będę mieszkać w bloku… z czterema kotami… i będę starą
zołzą… i wiem! Będę uczyć matematyki…
- Nie za bardzo się
rozkręcasz. Ten scenariusz brzmi przerażająco. Może faktycznie ty lepiej idź do
tego zakonu…
- Sądzisz, że dobrze
wyglądałabym w czarnym habicie?
- Nawet nieźle, bo
wiesz, czarny wyszczupla…
- Ty głupia krowo! Ja
ci tu dam – dobrze, że nie miała nic pod ręką, bo w innym wypadku zostałam
czymś rzucona. Ani pozostawało tylko udawanie strasznie naburmuszonej.
- Siostro Anno, jak
ty się zachowujesz?
- Och... Czemu ja się
w ogóle z tobą zadaję.
- Ja od kilku lat
zadaję sobie to pytanie…
- Sądzisz, że znajdę
sobie kogoś...? - zapytała już poważniej.
- Tak, na pewno.
Tylko moim zdaniem głównym powodem twoich nieudanych związków jest to, że za
szybko się na nie decydujesz. Już po kilku dniach znajomości z jakimkolwiek
chłopakiem stajecie się parą. To wszystko za szybko się dzieje. Poczekaj
trochę, poznaj go i dopiero wtedy.
- Masz rację, nic co
tak się zaczyna nie może być trwałe... - powiedziała i oparła głowę o moje
ramie.
Po długiej rozmowie
Ania musiała wracać do domu, bo o czternastej miała pojechać na urodziny babci.
Ja również miałam swoje plany wraz z tatą, Olkiem i jego młodszą siostrą
Natalią mieliśmy pojechać na wspinaczkę. Popołudnie zapowiadało się cudownie.
Od razu po powrocie taty pojechaliśmy po resztę ekipy. Olek mieszkał
kilkanaście kilometrów od miasta, na kompletnym odludziu. Często narzekał na
miejsce swojego zamieszkania. „Nie lubię tego miejsca. Wszędzie do wszystkiego
daleko. Sam przystanek autobusowy jest 2 kilometry od mojego domu i szczerzę
mówiąc wnerwiają mnie te iglaki. Wszędzie jakieś sosny, świerki, jakby innych
drzew nie było…” – często mówił. Ja mimo to lubiłam jeździć tymi dosyć krętymi
drogami i wpatrywać się w tutejszą szatę roślinną. Dojechaliśmy już na miejsce.
Olek z Natalią siedzieli w altanie, lecz gdy usłyszeli warkot silnika wyszli na
podwórko. Olek otworzył bagażnik i włożył do niej torbę. Faceci siedzieli (jak
przystało na prawdziwych samców) na przodzie, a ja z Natalią musiałyśmy
pogodzić się z tylnym miejscem. Zbliżaliśmy się już do głównej drogi i nagle
coś sobie przypomniałam.
- Tato, zabijesz
mnie.
- Co się stało? –
zapytał rozglądając się, by następnie skręcić w prawo.
- Zapomniałam butów.
- Że co?! Chyba
żartujesz…
Nie rozglądając się
po raz drugi wjechał na szosę. To było błędem.
- Tato uważaj!
Ciężarówka!
Nie zdążył
zareagować…