sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 3





3 września 2005 r.
Była już jedenasta rano. Promienie słońca przedostające się do pokoju zaczęły mnie powoli irytować. Zwykle mi się to podobało, lecz dziś stało się odwrotnie. Zakryłam twarz poduszką i pomyślałam, że lepszym pomysłem byłoby wybrać pomieszczenie od strony północnej, gdzie teraz mają swoją sypialnie rodzice. Teraz po raz pierwszy żałowałam swojego wyboru, którego dokonałam w wieku siedmiu lat. W tej sytuacji pozostaje jedno wyjście – kupić rolety. Przypatrzyłam się kolorystyce wnętrza i stwierdziłam, że miętowe żaluzje świetnie współgrały się z lekko morskim odcieniem ścian.
Po godzinnym wylegiwaniu się w łóżku musiałam wstać, bo niedługo miała przyjść Ania. Zdążyłam jedynie umyć zęby, a już usłyszałam dzwonek do drzwi. Trochę to dziwne, że przyszła punktualnie o dwunastej. Mało myśląc poszłam jej otworzyć, bo nie było nikogo oprócz mnie w domu.
- Cześć – powiedziała i przyjrzała mi się. – Jeszcze spałaś?
- Nie, właśnie miałam się przebrać. Wchodź – dopiero teraz zauważyłam, że przyjaciółka jest lekko przygnębiona. Miałam się właśnie spytać co się stało, lecz uświadomiłam sobie, że wciąż byłam w piżamie, w starej powyciąganej piżamie w pieski. Udałam się do łazienki aby się ubrać, po czym dołączyłam do przyjaciółki, która siedziała w salonie na kanapie.
- Coś się stało? - spytałam niepewnie.
- Marcin to palant!
- Jakoś mnie to nie dziwi – bąknęłam. – Nie masz szczęścia do chłopaków.
- A wiesz, że coś w tym jest…
Siedziałyśmy chwilę w ciszy. Ania miała wtedy poważną minę, co jak z mojego punktu widzenia było dosyć nietypowym zjawiskiem. Była raczej osobą radosną, można by powiedzieć „chodzącym uśmiechem”. Lekko szalona i energiczna, mówiła szybko i często wymachiwała rękoma. Teraz jednak siedziała spokojnie wpatrując się w czerwony dywan.
- Powiesz mi wreszcie co się stało?
- Kończę na zawsze z chłopakami! Mam dosyć! Wiesz co zrobił Marcin?
- Nie wiem. Opowiadaj.
- Na początku zaprosił mnie do kawiarni. Rozmawiało nam się całkiem przyjemnie. Mówił, że się we mnie zakochał i, że jestem taka mądra i piękna. Później powiedział, że chce mnie namalować. Nie miałam pojęcia, że to umie, mimo to się zgodziłam. Poszliśmy do niego. Kazał mi się rozebrać! Nie zrozumiałam o co mi chodzi, a on na to, że maluje tylko nagie kobiety. Gdy kategorycznie odmówiłam, zaczął mnie wyzywać od zacofanych – trajkotała tak, że usłyszałam tylko pojedyncze wyrazy.
- Ok, możesz powtórzyć, bo w tym morzu słów nic nie zrozumiałam.
- Och – westchnęła i zaczęła znów mi to tłumaczyć tyle, że wyraźniej i wolniej.
- Ty to masz przygody… - uśmiechnęłam się niepewnie.
- No ja raczej bym nie chciała takich perypetii. Tobie zazdroszczę. Z Olkiem tak dobrze wam się układa, a mi co? Jeden chłopak gorszy od drugiego…
- Nie przejmuj się. Przynajmniej będziesz miała o czym wnukom opowiadać.
- Taa… Co oni sobie o mnie pomyślą? Ale co ja ci poradzę, że wpadam na jakiś... - przerwała, zastanawiając jak ich określić - kretynów. Na przykład Kamil miał oprócz mnie jeszcze jedną dziewczynę, a dla Antka impreza bez alkoholu to nie była impreza. Ile razy jeździł pijany samochodem! Krzysiek miał dziecko, o którym mi nie powiedział...
- Dobra, skończ. Znam wszystkie te historie – przerwałam jej.
- No fakt… - zamyśliła się. - Wiesz co? Teraz jeśli będę miała chłopaka to musi to być ten jedyny. Od dzisiaj nie będę się umawiać z żadnymi półgłupkami.
- A co jeśli się okażę, że ten, który miał być tym jedynym, będzie taki jak wszyscy?
- To wstąpię do klasztoru.
- Kto jak kto, ale ty zakonnicą… - zaśmiałam się.
- No to ewentualnie zostanę starą panną… i będę mieszkać w bloku… z czterema kotami… i będę starą zołzą… i wiem! Będę uczyć matematyki…
- Nie za bardzo się rozkręcasz. Ten scenariusz brzmi przerażająco. Może faktycznie ty lepiej idź do tego zakonu…
- Sądzisz, że dobrze wyglądałabym w czarnym habicie?
- Nawet nieźle, bo wiesz, czarny wyszczupla…
- Ty głupia krowo! Ja ci tu dam – dobrze, że nie miała nic pod ręką, bo w innym wypadku zostałam czymś rzucona. Ani pozostawało tylko udawanie strasznie naburmuszonej.
- Siostro Anno, jak ty się zachowujesz?
- Och... Czemu ja się w ogóle z tobą zadaję.
- Ja od kilku lat zadaję sobie to pytanie…
- Sądzisz, że znajdę sobie kogoś...? - zapytała już poważniej.
- Tak, na pewno. Tylko moim zdaniem głównym powodem twoich nieudanych związków jest to, że za szybko się na nie decydujesz. Już po kilku dniach znajomości z jakimkolwiek chłopakiem stajecie się parą. To wszystko za szybko się dzieje. Poczekaj trochę, poznaj go i dopiero wtedy.
- Masz rację, nic co tak się zaczyna nie może być trwałe... - powiedziała i oparła głowę o moje ramie.
Po długiej rozmowie Ania musiała wracać do domu, bo o czternastej miała pojechać na urodziny babci. Ja również miałam swoje plany wraz z tatą, Olkiem i jego młodszą siostrą Natalią mieliśmy pojechać na wspinaczkę. Popołudnie zapowiadało się cudownie. Od razu po powrocie taty pojechaliśmy po resztę ekipy. Olek mieszkał kilkanaście kilometrów od miasta, na kompletnym odludziu. Często narzekał na miejsce swojego zamieszkania. „Nie lubię tego miejsca. Wszędzie do wszystkiego daleko. Sam przystanek autobusowy jest 2 kilometry od mojego domu i szczerzę mówiąc wnerwiają mnie te iglaki. Wszędzie jakieś sosny, świerki, jakby innych drzew nie było…” – często mówił. Ja mimo to lubiłam jeździć tymi dosyć krętymi drogami i wpatrywać się w tutejszą szatę roślinną. Dojechaliśmy już na miejsce. Olek z Natalią siedzieli w altanie, lecz gdy usłyszeli warkot silnika wyszli na podwórko. Olek otworzył bagażnik i włożył do niej torbę. Faceci siedzieli (jak przystało na prawdziwych samców) na przodzie, a ja z Natalią musiałyśmy pogodzić się z tylnym miejscem. Zbliżaliśmy się już do głównej drogi i nagle coś sobie przypomniałam.
- Tato, zabijesz mnie.
- Co się stało? – zapytał rozglądając się, by następnie skręcić w prawo.
- Zapomniałam butów.
- Że co?! Chyba żartujesz…
Nie rozglądając się po raz drugi wjechał na szosę. To było błędem.
- Tato uważaj! Ciężarówka!
Nie zdążył zareagować…